Aktywnie w Bielsku-Białej można spędziś nie tylko popołudnie, ale i cały weekend.
To miejsce od kilku lat budzi mój zachwyt. W Bielsku-Białej powstał ośrodek, który ściąga rowerzystów nie tylko z całej Polski, ale także Czech i Słowacji. Nie jest to oczywiście rozrywka dla małych dzieci, wymaga przygotowania, treningu i odpowiedniego sprzętu, ale dla wszystkich szukających adrenaliny i aktywnego wypoczynku będzie to miejsce idealne. Mowa o Enduro Trails – szlakach dla rowerzystów, które powstają od kilku lat na zboczach Szyndzielni i Koziej Góry w Bielsku-Białej. Do tej pory powstało trzydzieści dziewięć tras o długości ponad 90 kilometrów. Podobne można spotkać także w niedalekim Szczyrku. Enduro Trails to specjalnie przygotowane ścieżki rowerowe dla miłośników kontrolowanego zjeżdżania. Trasy przed każdym sezonem są przygotowywane, a ich nawierzchnia miejscami utwardzana. Mają one różny stopień trudności. Pokonywanie większości z nich wymaga przeszkolenia i sprzętu ochronnego. Jednak z doświadczenia wiem, że jazda najłatwiejszymi z nich wcale nie musi być bardzo trudna. Jednym słowem - starsze dzieciaki lubiące jazdę na rowerze pokochają to miejsce od pierwszego wejrzenia.
Szyndzielnia, fot. LOT Beskidy
Osiemnastoletni Tymon zaczął jeździć na Koziej Górze, gdy tylko powstały najważniejsze trasy. Miał wtedy trzynaście lat. Na początku wydawało mu się, że nie ma nic prostszego, niż zjeżdżanie z górki na pazurki. Z czasem spokorniał, kupił specjalistyczny sprzęt ochronny, a i tak nie uchronił się przed kontuzjami. Dlaczego wiec namawiam Państwa, by spróbować tej aktywności? Zjazd przygotowanymi trasami czyli tzw. singletrackami jest po prostu niezapomnianym przeżyciem, znacznie bezpieczniejszym niż zwyczajna jazda na rowerach górskich po nieprzystosowanych do tego celu trasach, a dodatkowo jest to okazja do spędzenia zupełnie nieoczywistego czasu rodzinnie i w naturze. Trasy są oczywiście jednokierunkowe, bardzo dobrze oznakowane, od stromych i wymagających po łagodnie opadające. Niektóre odcinki są tak wąskie, że czujemy się jakbyśmy byli częścią otaczającej nas przyrody. Chociażby z tego względu warto spróbować. Gwarantuję satysfakcję po zjeździe najłatwiejszymi przejazdami na Koziej Górze, czyli zielonymi trasami „Stefanką” i „Cyganką”. Poziom adrenaliny wzrośnie niebotycznie, a o towarzyszących Wam przeżyciach będziecie dyskutować do końca weekendu. Jeśli uda się pokonać zieloną trasę, to dopiero wtedy będzie można zastanawiać się nad kolejnymi stopniami trudności: niebieskimi, czerwonymi i czarnymi.
Szyndzielnia, fot. J. Krawczyk
Dolina Wapienicy, fot. T. Renk, www.slaskie.travel
Historia bielskich ścieżek rowerowych jest bardzo ciekawa. Być może dzieci to nie zainteresuje, ale warto wiedzieć, że współdziałanie ludzi pełnych pasji z samorządem jest możliwe i może przynieść nieoczekiwane dla wszystkich rezultaty. Pasjonatom udało się przekonać władze, że rower w lesie nie zawsze musi nieść ze sobą zagrożenie, chociaż trudno nie zauważyć, że popularność Koziej Góry skutkuje dużym napływem turystów i ludzi w lasach jest znacznie więcej. Na pewno miejsca, gdzie zbudowano singletracki, nie są wymarzonym miejscem spokojnych spacerów z malutkimi dziećmi. Zupełnie inaczej niż płaski szlak ze szczytów dwóch pobliskich gór, Szyndzielni i Klimczoka.
Enduro Trails, fot. L. Cykarski, M. Kopaniecki
Po rowerowych atrakcjach czas na lekki spacer. Nie zmęczymy się, jeśli skorzystamy z kolejki na Szyndzielnię. Tymon, który od urodzenia mieszka w Bielsku-Białej, miał momenty, że nienawidził i kolejki, i tej trasy, bo rodzice proponowali górskie spacery właściwie w każdy weekend. Przekonywali, że zamiast męczyć się i wspinać można wsiąść do gondolki i komfortowo wjechać na szczyt. Kiedy będziemy podążać śladem Tymona i jego rodziców, warto poczytać o historii kolejki linowej na Szyndzielnię. Powstała ona w 1953 roku i była drugą powojenną (po Kasprowym Wierchu) kolejką w Polsce. Była to też jedyna taka forma transportu w centrum dużego miasta. Do stacji początkowej dojeżdżano najpierw tramwajem, a potem miejskim autobusem. Najstarsze, srebrne, czteroosobowe wagoniki podziwiać możemy kupując bilety na gondolkę, a w starych kronikach filmowych możemy zobaczyć, jak cieszono się z jej otwarcia. Coraz więcej ludzi chciało spedzać juz wtedy swój wolny czas aktywnie w Bielsku-Białej.
Dzisiaj kolejką wwożeni są nie tylko spacerowicze i narciarze. Na szczyt Szyndzielni wjechać można też z rowerami, bo właśnie tam rozpoczynają się kolejne trasy dla naszych jednośladów. Gdy gondolka niespiesznie wjeżdża na szczyt, my możemy fotografować roztaczającą się z trasy panoramę Bielska.
Teraz czas na aktywny wypoczynek, czyli czterdziestominutowy spacer od schroniska na Szyndzielni do tego na Klimczoku. Jednak zatrzymajmy się na chwilę przy ciekawym kamiennym budynku, które jest jednocześnie najstarszym schroniskiem w Beskidach. Zbudowała je w 1897 roku - nawiązując do stylu alpejskiego - pracownia znanego bielskiego architekta Karola Korna. Oprócz wybudowanej niedawno wieży widokowej, podziwiać możemy tu inną wieżę, zwieńczającą konstrukcję schroniska. Kiedyś to właśnie w tych pomieszczeniach znajdowała się niewielka stacja meteorologiczna, której przewidywania wykorzystywane były nie tylko przez mieszkańców Bielska-Białej, ale również przez skoczków narciarskich. Obok schroniska na Szyndzielni zbudowano niewielką skocznię narciarską, na której organizowano zawody. Z czasem turystom udostępniono też ogród roślin skalnych, w którym podziwiać można było szarotki, zawilce i kukliki. W schronisku mogło znaleźć schronienie czterdziestu turystów, których kwaterowano w siedmiu dostępnych pokojach.
Szyndzielnia, fot. R. Hryciów
Spacer z Szyndzielni na Klimczok jest wyjątkowo łagodny i przyjemny. Nic dziwnego, że rodzice naszego specjalisty od rowerów Tymona pokonywali tę trasę wyjątkowo często. Przez grzbiet Klimczoka przebiega historyczna granica pomiędzy Śląskiem i Małopolską – warto opowiedzieć o tym dzieciom, pokazać im mapę i dokładnie wytłumaczyć, jakimi trasami odbywa się nasz spacer. Rozmowa o geografii, gdy stoi się przed mapą w górach, naprawdę może być znacznie bardziej interesująca, niż rozprawianie o geografii w szkole. Można też wskazać pobliskie szczyty i zwrócić uwagę na kolory szlaków turystycznych. To właśnie z Szyndzielni i Klimczoka zejdziemy wieloma szlakami górskimi, miedzy innymi w kierunku Szczyrku, Bystrej, Błatniej czy Wapienicy.
Z Szyndzielni na Klimczok, fot. D. Koperska
Pod szczytem Magury, niedaleko Klimczoka, dokładnie na wysokości 1034 metrów n.p.m. powstało schronisko wybudowane – podobnie jak Szyndzielnia - przez organizację Beskidenverein. Niestety oryginalna, drewniana konstrukcja kilkukrotnie płonęła, a na jej miejscu stanął budynek z kamienną podmurówką.
Trasa łącząca Szyndzielnię z Klimczokiem jest naprawdę łagodna i można się na nią wybrać nawet z najmłodszymi dziećmi. W każdym ze schronisk zlokalizowano niewielkie restauracje, w których znajdzie się coś dla wszystkich zmęczonych głodomorów. Uprzedzam jednak, że ze względu na bliskość tych szlaków od Bielska-Białej, spotyka się na nich wielu turystów. Taka wędrówka to wspaniały pomysł na rodzinny weekend, który można spedzić aktywnie w Bielsku-Białej.
Szyndzielnia, fot. J. Krawczyk
Nazwa góry Szyndzielnia pochodzi najprawdopodobniej od gwarowego określenia, jakim lokalni mieszkańcy nazywali gonty pokrywające okoliczne dachy domów. Robiono je oczywiście z drewna, które najłatwiej było ściąć na stokach góry, zwanej przez to Szyndzielnią. Dzisiaj drzewa chronione są w tutejszym rezerwacie „Stok Szyndzielni”.
Nazwa góry Klimczok łączona jest z legendarnym rozbójnikiem. Klimczok miał mieszkać w jednej z jaskiń, znajdujących się wśród niedalekich skał. Największa z nich ma długość dochodzącą do 26 metrów. Są jednak i tacy historycy, którzy nazwę Klimczok łączą ze starosłowiańskim świętym Klemensem, czyli Klimontem.
-----------------------------------------